wtorek, 3 lipca 2012

[13] "Nienawiść jest siłą przyciągającą, tak jak miłość."


  Nudziłem się. Te cholerne dni spędzone w Hogwarcie dłużyły mi się tak, jak nigdy dotąd. Zupełna bezczynność, ot co! I to ta praca aurora? Szlag by trafił to całe Ministerstwo Magii razem z Potterem i Kingsley'em na czele. Spojrzałem z niechęcią na szklankę do połowy wypełnioną bursztynowym trunkiem. Jedynym lekarstwem na moją rosnącą irytację była ta whisky i, o dziwo, chwile spędzone z Granger, tak więc mogę nawet powiedzieć, że ucieszyłem się z nakazu tej starej McGonagall. Zawsze to jakieś zajęcie, no nie?
   Beznamiętnym wzrokiem spojrzałem na zawartość szklanki i wypiłem ją jednym haustem. Jeżeli jest na tym pieprzonym świecie coś, co kocham, to z całą pewnością jest to whisky.

   Już przed drzwiami do sali historii magii słyszałem podniecone głosy gromady nastolatków. Z przytłumionym śmiechem przypomniałem sobie, jak kilka lat wcześniej to ja siedziałem na ich miejscu i nabijałem się z Weasleya tańczącego z McGonagall. Och, co za cudowne lata... 
   Wchodząc do klasy od razu zarejestrowałem, jak niewiele się tu zmieniło. Przestronne pomieszczenie z niskim sufitem i drewnianymi okiennicami wypełniał tłum uczniów i uczennic, siedzących na stołach ustawionych pod przeciwległymi ścianami. Dziewczęta, które zajmowały biurka po prawej stronie, obracały głowy, by spojrzeć na mnie, co skwitowałem lekkim uśmiechem. Wszyscy, począwszy od czwartego roku, a kończąc na siódmoklasistach, wydawali się być wyjątkowo podnieceni na myśl, że za chwilę nauczą się czegoś więcej od machania różdżką i mieszania w kociołkach. No, a przynajmniej tak zwana płeć piękna wydała się być podniecona; mężczyźni raczej woleliby teraz siedzieć na boisku Qudditicha.
   Hermiona stała przy biurku Binsa, majstrując przy staromodnym gramofonie. O dziwo nie była ubrana w swą zwykłą szatę czarodzieja; miała na sobie ciemne dżinsowe spodnie i najzwyklejszą czerwoną koszulkę na ramiączkach. Przeczesałem włosy prawą dłonią, zdając sobie nagle sprawę, że zachowuję się jak Potter. 
   - Nie uważasz, że nie jest to zbyt odpowiedni strój jak na nauczycielkę Hogwartu, Granger? - spytałem, opierając rękę na blacie biurka.
   - Nie, Malfoy, nie uważam.
   Nawet na mnie nie spojrzała. Lekko zarumieniona na twarzy założyła kosmyk włosów za ucho i stuknęła końcem różdżki w stary sprzęt, który momentalnie wydał z siebie stłumiony dźwięk. Odwróciła się z irytacją, stając do mnie plecami i spojrzała na ponad setkę uczniów, stłoczonych pod ścianami. Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem jej na to. Pod jakimś dziwnym impulsem wyszedłem przed nią, rozpinając dwa górne guziki koszuli. 
   - Wiem, że dla większości z was. - Tu zwróciłem się do chłopców. - Jest to zupełnie niepotrzebne, ale dyrekcja uznała, że powinniście poznać podstawowe kroki, by choć na początku tańczyć jak trzeba. Pomyślałem więc, że zanim przejdziemy do odpowiedniej nauki pokażemy wam, z Gr... z profesor Granger jak to wszystko powinno wyglądać. 
   Nie czekałem na jej reakcję, na jakąkolwiek odpowiedź z jej strony. Objąłem palcami jej chudy nadgarstek i zmusiłem, by stanęła przede mną. W jej brązowych oczach widziałem złość, ale byłem pewien, że nie pozwoli sobie na żadne uwagi w towarzystwie świadków. Oderwałem na moment dłoń od jej pleców i jednym machnięciem różdżki sprawiłem, że z gramofonu dobyła się lekka muzyka. Przesunąłem stopę do tyłu, potem w bok, raz jeszcze i raz, a ona podążąła za mną, zupełnie tak, jakby mi ufała. Naiwna. Szybko i z pewnością przeniosłem dłonie na jej biodra i uniosłem do góry, okręcając się wraz z nią. Znów przesunąłem stopę do tyłu, w bok, raz jeszcze i raz, i ponownie uniosłem ją w górę, a ona oparła mi dłonie na ramionach. Nie było to nic trudnego, nic, co można by pokazać podczas konkursu, ale wiedziałem, że dla tych uczniów, którzy obserwowali każdy nasz krok i tak było to ciężkie do wykonania. Uśmiechnąłem się pod nosem i spytałem, gdy muzyka przestała grać:
   - Podobało się, Granger?
   Nie odpowiedziała. 
   Przyglądałem się, jak związuje w luźną kitkę brązowe włosy. Przekrzywiłem nieco głowę, gdy przesunęła dłonią po obojczyku i ramieniu, lekko masując ciało, zupełnie tak, jakby chciała się uspokoić. Zwilżyła usta językiem i odwróciła się do mnie przodem, a w jej ciemnych oczach dostrzegłem dziwny błysk. 
   - To by było na tyle, jeśli chodzi o pokaz tańca - oznajmiła, a w jej głosie dało się wyczuć irytację. - Zaczniemy od próby wykonania kilku podstawowych kroków... 
   - ... z reprezentantami - wtrąciłem szybko. - Jak zgaduję, jest tu reprezentatnka z domu Slytherina? - Uniosłem lekko brwi. 
   Wśród dziewcząt zawrzało i uśmiechnąłem się z satysfakcją, świadom tego, że co druga dałaby się poćwiartować za to, by móc ze mną zatańczyć. Ach, tem zwierzęcy magnetyzm Malfoyów! Drobna czarnowłosa dziewczyna wyszła z tłumu na środek sali, odgarniając długie włosy przez ramię. Miała niemal chorobliwie bladą cerę i duże ciemne oczy i nieco zakrzywiony nos. Uniosła wyzywając podbródek i w tym momencie niepokojąco przypominała mi Granger. Skinąłem jej głową, zupełnie nieświadom tego, dlaczego w ogóle odstawiam tę szopkę. 
   - A co z reprezentantem z domu Gryffindora? - spytałem, wpatrując się w Granger, która skrzywiła się nieznacznie. 
   Nie wiedziałem skąd to zachowanie. Przyglądałem się, jak do byłej Gryfonki podchodzi wysoki blondyn, którego szata wisiała luźno na ramionach. Jednym ruchem zdjął ją i rzucił w stronę koleżanek z, na oko, czwartej klasy, które zapiszczały tak, jakby zobaczyły członków Fatalnych Jędz. Nie podobał mi się. 


   Byłam wściekła. Cały ten pomysł z konkursem i nauką tańca mi się nie podobał, a teraz jeszcze przez Malfoya miałam tańczyć z Nicholasem. Przyglądałam się w milczeniu, jak Draco pokazuje podstawowe kroki, po czym macha w kierunku gramofonu różdżką. Nicholas przyglądał mi się z leniwym uśmiechem na twarzy. Jasne oczy błyszczały, gdy obejmował mnie w pasie. 
   Nadepnął mnie już przy pierwszym kroku, ale nie była to jego wina; to ja się pomyliłam i wcale nie poprawiło mi to nastroju. Zacisnął palce na mojej dłoni i przejął kontrolę, sprawnie prowadząc mnie w tańcu. Widziałam, że Malfoy równie lekko prowadzi Sophię i znów pomyślałam o tym, jak Wright bardzo go przypomina. Z twarzy Nicholasa nie schodził uśmiech, a w jego oczach pojawiły się jakieś dziwne iskierki, które nie spodobały mi się, bo kojarzyły się z Fredem i Georgem, gdy planowali jakiś wybryk. Słyszałam, że muzyka przestała grać, ale Nicholas nie wypuszczał mnie z objęć. Kątem oka dostrzegłam, że Malfoy i Sophie przestali tańczyć, ale nie zwróciłam na to większej uwagi, bo poczułam, jak ręka Nicholasa przesuwa się z moich pleców w dół, w dół, coraz bardziej... 
   Ktoś szarpnął go za ramię, odciągając ode mnie. Usłyszałam świst powietrza i trzask łamanej kości. 
   - Nie pozwalaj sobie - warknął Malfoy do klęczącego na podłodze Nicholasa, który trzymał się za złamany nos.

~*~ 

   - Malfoy, jesteś niemożliwy! - krzyknęłam, gdy zostaliśmy sami. 
   - Niemożliwy?! Niemożliwy?! On cię obmacywał Granger, gdybyś nie zauważyła!
   - I dlatego właśnie złamałeś mu nos? Na Merlina, Malfoy, on jest tylko uczniem, chciał się popisać przed kolegami! Poza tym doskonale poradziłabym sobie sama - dodałam ciszej. 
   Stał obrócony do mnie bokiem, wpatrując się w skrawek jeziora widoczny z okien sali historii magii. Widziałam jak zaciska szczęki i mruży lekko oczy, jak klatka piersiowa unosi się i opada w szybkich oddechach. Sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę papierosów. Wyjął jednego, podpalił i zaciągnął się, nie zwracając na mnie uwagi. Czekałam w milczeniu, aż w końcu się odezwie, ale on minął mnie i wyszedł z sali, nawet na mnie nie spojrzawszy. 

~*~

   To, że byłem wściekły, to mało powiedziane. Najgorsze jednak było to, że nie wiedziałem już na co jestem tak cholernie zły; na tego dzieciaka, Granger czy na siebie. Moja reakcja przekroczyła wszystko... Zachowałem się jak ten dureń, Potter, a nie jak pełnokrwisty Malfoy! 
   Mój wzrok padł na list, który leżał na łóżku od samego rana. Zaadresowany do mnie tym szamastym pismem Zabiniego. Rozerwałem kopertę i przeczytałem treść krótkiej notatki. Uśmiechnąłem się lekko, sięgnąłem po płaszcz i wyszedłem z tego cholernego zamku. 

   Hogsmeade o tej porze było wyjątkowo ciche. Mieszkańcy tkwili w domach, nieliczne puby były jeszcze otwarte. Srebrna łuna księżyca oświetlała tablicę Gospody pod Świńskim Łbem. Wchodząc tam zmarszczyłem nos, czując silny odór kóz. Na podłodze walały się połamane krzesła, a przy każdym kroku w powietrze wzbijał się kurz. Przy barze siedział już Zabini, wpatrując się w brudną szklankę postawioną przed nim przez barmana. 
   - Dla mnie sherry - rzuciłem w stronę nowego pomocnika Aberfortha. - Tylko w czystej szklance. Naprawdę czystej - dodałem, widząc że ten sięga po swą brudną szmatkę. 
   Barman wzruszył ramionami i sięgnął po różdżkę, rzucając pod nosem jakieś zaklęcie. 
   - Co robisz w tych okolicach, Zabini? - spytałem, zapalając papierosa. 
   - Draco, Draco! Bo pomyślę, że nie cieszy cię mój widok! - Brunet odgarnął włosy z czoła i westchnął ciężko. - Byłem ciekaw co tam u mojego starego druha, oczywiście! 
   Prychnąłem, unosząc brwi. Z sceptyzmem spojrzałem na szklankę z sherry, ale wydawała się być w porządku, więc pociągnąłem łyk mocnego trunku. Strzepnąłem popiół z papierosa na podłogę i odchrząknąłem. 
   - Uznajmy to za odpowiedź - mruknąłem. 
   - Och, czyżby Granger dała ci popalić? - Blaise uśmiechnął się, zachwycony. 
   - Przymknij się, Zabini. 
   - Czyli naprawdę ci dokopała! - Czarnoskóry mężczyzna zaśmiał się.
   Machnął dłonią na barmana, a ten podał mu kolejną ognistą. Wciąż się śmiejąc wypił połowę zawartości szklanki i klepnął mnie po ramieniu. 
   - Nie musisz mnie pocieszać - warknąłem, dopijając swoją sherry. - Nie dość, że ta stara McGonagall wrobiła mnie w jakiś pieprzony konkurs tańca, w którym mam wystąpić z... uwaga, Granger, to jeszcze dziś złamałem nos siódmoklasiście. 
   Zabini uniósł brwi, zaskoczony. Westchnąłem z rezygnazją, ubolewając nad moją głupotą; wiedziałem, że teraz będę musiał mu powiedzieć wszystko. Rzuciłem peta na podłogę, co nie uszło uwadze starszej czarownicy w obskurnej szacie, siedzącej przy pustym stoliku. Oprócz niej byliśmy jedynymi gośćmi w tej starej gospodzie. 
   - Czekaj, czekaj - zawołał Zabini, mocno już wstawiony. - Czyli wychodzi na to, że... Biłeś się o Granger! 
   Wybuchnął głośnym śmiechem, opluwając bar kropelkami trunku i śliny.
   - Zamknij się, Zabini!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz