wtorek, 3 lipca 2012

[8] "Nienawiść jest siłą przyciągającą, tak jak miłość."



Gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade, ja wciąż siedziałam z podkulonymi nogami z nosem w książce. Byłam zadowolona, bo o dziwo Malfoy nie dawał mi się we znaki. W sumie to nawet zapomniałam o tym, że znajduje się w przedziale do czasu, aż cholerując pod nosem, skakał na jednej nodze, rzucając mordercze spojrzenia na około.
 - I z czego rżysz, Granger? - warknął. - To twoja wina!
 - A co ja niby takiego zrobiłam? - spytałam, nie kryjąc śmiechu. - To ty ściągałeś bagaż.
 Na podłodze przedziału leżała jego mała, czarna walizka i mój kufer, który zrzucił sobie na stopę, chcąc zdjąć swoją torbę. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, chwyciłam rączkę swego kufra i wymaszerowałam z pociągu z wysoko podniesioną głową.

~*~

 - Cholerna Granger i jej kufer! I Kingsley! I Potter! - mruczałem pod nosem, podnosząc z podłogi walizkę. 
 Byłem zmęczony, głodny i do tego obolały, więc nic dziwnego, że na myśl wciąż i wciąż nasuwały mi się same przekleństwa. Kiedy wyszedłem na peron, był już prawie pusty; nie licząc oddalającej się grupki uczniów, zostałem praktycznie sam. Odwróciłem się na pięcie, słysząc tubalny śmiech, który od razu rozpoznałem - Hagrid. Olbrzym stał nieopodal, a trzymając w ręku lampę oliwną rzucał cień na grupkę pierwszoroczniaków, którzy stali za nim stłoczeni i wyraźnie przestraszeni. Rubeus najwyraźniej nie zauważył tych nastrojów, zbyt zajęty rozmową z Hermioną. 
 Odpowiedni dla mnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Zadowolony podszedłem wolnym krokiem do gajowego Hogwartu i nowej pani profesor.
 - Witam, Hagridzie - rzuciłem nad wyraz pogodnym głosem, na dźwięk którego olbrzym spojrzał na mnie tymi swoimi małymi niczym żuczki, oczami.
 - Malfoy... - Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że szanowna pani dyrektor nie powiedziała mu o tym, kto będzie czuwał nad tym całym bagnem. - A ty tu czego szukasz?
 - Spokojnie, Hagridzie. Jestem tutaj w sprawach ministerstwa.
 Olbrzym bynajmniej nie wyglądał na uspokojonego. Zerknął na Hermionę, jakby oczekując jakichś wyjaśnień, ale ta jedynie wzruszyła bezradnie ramionami. 
 - No to tego... Ja bede już szedł, Hermiono... No wiesz, pirwszoroczni. Także tego... Trzymaj się. Widzimy się na uczcie... 
 I odszedł, kierując się nad brzeg jeziora, a nowi uczniowie biegli zanim truchtem, aby nadążyć.

~*~

 Wchodząc do Wielkiej Sali poczułam się tak, jakbym cofnęła się o całe dwanaście lat, gdy po raz pierwszy wchodziłam do Hogwartu. Uczniowie siedzący przy swoich stołach byli równie podnieceni jak ja, gdy byłam w ich wieku. Ledwo się powstrzymałam od tego, by nie usiąść przy stole Gryfonów. Przyłapałam się jednak na tym, że wśród tegorocznych uczniów domu Lwa wyszukuję swoich przyjaciół. Na darmo, oczywiście. 
 Dziwnym było uczucie, gdy przechodziłam między stołami, kierując się do stołu profesorskiego, gdzie rozpoznałam tyle znajomych twarzy. Nigdy nie spodziewałabym się tego, że i ja kiedyś zasiądę wśród nich. 
 Profesor McGonagall, siedząca po środku stołu na złoconym krześle, wygięła lekko usta, w czym rozpoznałam jej uśmiech. Maleńki profesor Flitwick zasiadał po jej prawej stronie, a jeszcze bardziej brzuchaty niż niegdyś profesor Slughorn - po lewej. 
 Jedyne dwa wolne krzesła, pozostawione dla mnie i dla Malfoya znajdowały się tuż obok siebie. Wyglądało na to, że zapowiada się ciekawy wieczór...

~*~

 Podczas Ceremonii Przydziału widziałem, jak te dzieciaki drżą z podniecenia i obawy. "No to się dopiero zaczną trząść, jak to całe bagno ruszy z miejsca", pomyślałem, przyglądając się, jak rudowłosy chłopak, całkiem podobny do Weasley'a, siada na małym taboreciku, a profesor Flitwick z niemałym trudem zakłada mu na głowę Tiarę Przydziału.
 - GRYFFINDOR!
 - Mogłem się tego spodziewać... - mruknąłem pod nosem, obserwując jak "Wilson, Tobby" z szerokim uśmiechem na piegowatej twarzy biegnie do stołu Gryfonów.
 Zaczynałem się robić nieco poirytowany z powodu głodu, kiedy ostatnia z pierwszorocznych, niejaka Clementine Zarock stała się jedną z Krukonów, byłem więc zadowolony, że profesor McGonagall wstała z miejsca, mając zamiar rozpocząć ucztę.
 - Witajcie, moi drodzy, na kolejnym roku nauki w Hogwarcie! 
 Podczas przemowy szanownej dyrektorki czułem się tak, jakbym znów był uczniakiem tej szkoły. "Pamiętajcie, że nie wolno wchodzić do Zakazanego Lasu", "Pan Filch prosił o przypomnienie..." Na Merlina, czy oni nigdy nie zmieniają tej gadki? 
 - Chciałabym także przedstawić nową nauczycielkę obrony przed czarną magią, profesor Hermionę Granger - oznajmiła dyrektorka, łaskawym ruchem ręki wskazując na byłą Gryfonkę.
 Granger wstała z miejsca w burzy braw i skłoniła lekko głowę, starając się ukryć zmieszanie. 
 - Czyżby to był rumieniec, Granger? - szepnąłem, ledwo poruszając ustami.
 - Napewno nie z twojego powodu, Malfoy - odwarknęła.
 - ...oraz pana Dracona Malfoya, przedstawiciela Ministerstwa Magii, który spędzi w naszym zamku cały rok, jako gość, rzecz jasna, a także, jako osobę odpowiedzialna za... Ach, niech to pozostanie tajemnicą do końca tej uczty - dokończyła nauczycielka transumatcji, pod wpływem spojrzenia swego zastępcy.
 W sumie była to dobra zagrywka; przynajmniej było pewne, że tym razem uczniowie z chęcią wysłuchają tego, co ma im do powiedzenia dyrektor, bo wciąż te same teksty mogą się zbrzydnąć, czyż nie? No dobra, McGonagall zabłysnęła chociaż na końcówce - "Smacznego!" To było dopiero coś! 
 Dobra, przyznaję. Nie jestem obiektywny, jestem po prostu wkurzony. Na ministerstwo, na Pottera, na McGonagall, na Pottera, na Granger, na... Czy wymieniałem już Pottera? Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że przynajmniej zapowiadało się na dobrą wyżerkę - ach, jak ja kocham skrzaty domowe!
 - O co chodziło? - spytała Granger, nakładając na talerz porcję pieczonych ziemniaków.
 - Nie wierzę. Odezwałaś się do mnie. Sama. Bez żadnego przymusu. Czyżby dziś był prima aprilis i nikt mi o tym nie powiedział? - Uśmiechnąłem się, udając zaskoczonego.
 - Nie, Malfoy. Dziś dzień dobroci dla zwierząt - warknęła, wyraźnie poirytowana.
 Nie odpowiedziałem, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że to jedynie jeszcze bardziej ją wkurzy. A lubiłem, gdy się wkurzała. Wtedy tak uroczo się rumieniła. Na Salazara, Malfoy! UROCZO?!
 - A więc? - Wyrwała mnie z zamyślenia.
 - Granger, nie słyszałaś co powiedziała pani dyrektor? Dowiesz się po uczcie, tak jak wszyscy - warknąłem.
 Malfoy, weź się w garść. Nie ma żadnego uroczo, na Marlina! Nie zamieniaj się w tego kretyna, Pottera..., pomyślałem.

~*~ 

 Czajnik gwizdał wesoło, kiedy Ronald wszedł do maleńkiej kuchni swojej bratowej. 
 - Hej, hej, jest tam ktoś? - zawołał, zalewając wrzątkiem kubek herbaty.
 Odpowiedziała mu cisza, co było nieco dziwne, zwłaszcza, że Bill wysyłał do niego sowę z prośbą o przybycie. Mężczyzna zmarszczył brwi i sięgnął za pazuchę, wyciągając różdżkę. 
 - Bill? - zawołał w głąb korytarza.
 Zatrzymał się, gdy podłoga zaskrzypiała. Czy na pewno dobrze zrozumiał ten list? Tak, chyba tak... Bill pisał, żeby przybył jak najszybciej, bo potrzebuje jego pomocy. Więc... Gdzie on jest? 
 Nagle usłyszał rozdzierający krzyk, który wyrwał go z zamyślenia.
 - FLEUR?!
 Adrenalina podskoczyła. Ruszył biegiem korytarzami domu, by wpaść do sypialni państwa Weasley'ów, gdzie na wielkim łożu leżała willa, z podkurczonymi nogami, przykryta jedynie cienkim i brudnym od krwi prześcieradłem. Obok niej klęczał Bill, blady jak ściana, przez co jego blizny po starciu z wilkołakiem stały się jeszcze bardziej widoczne.
 - Na Merlina, co tu się dzieje? - sapnął rudowłosy mężczyzna, opierając się ciężko o ścianę.
 - Ja rodzi! - krzyknęła kobieta.
 - A niech to Szatańska Pożoga... 

~*~

 Kiedy talerze znów zalśniły czystością, profesor McGonagall wstała z krzesła, uderzając delikatnie w złocony kieliszek; wszystkie głowy zwróciły się w kierunku stołu nauczycielskiego. Nie ukrywałam, że i ja byłam ciekawa tego, co ma do powiedzenia dyrektorka. Chciałam już znać powód obecności Malfoya i miałam nadzieję, że nie zabawi on tu zbyt długo. 
 - Tak jak obiecałam... Pan Draco Malfoy będzie nadzorował pewne ważne wydarzenie, które odbędzie się właśnie tu, w Hogwarcie. Wydarzenie, które miało miejsce kilka lat wcześniej, i o którym mówiono, że nigdy już się nie odbędzie. A mianowicie... Turniej Trójmagiczny! 
 Wśród uczniów rozszedł się szmer podniecenia i narastających rozmów. Starsi uczniowie opowiadiali półgłosem młodszym o tym, co sami wiedzieli na temat tego całego turnieju. Do mnie jednak dochodziło jedynie przytłumione bicie własnego serca. 
 - Czy wyście powariowali? - szepnęłam, zszokowona.
 - To samo powiedziałem, gdy się dowiedziałem - mruknął Malfoy. 
 - Ale proszę o ciszę! - zawołała profesor McGonagall, a gwar rozmów nagle ustał. - Domyślam się, że wiecie co nie co o samym turnieju, słyszeliście pewnie wiele pogłosek... - Jedno spojrzenie na dyrektorkę upewniło mnie, że nie jest ona zachwycona z tego powodu. - Muszę ostrzec wszystkich, którzy zapragną się zgłosić, że nie jest to zwykła zabawa. W tym turnieju ludzie umierali. - Nauczycielka zamilkła, obrzucając salę uważnym spojrzeniem. - Jednakże nasze Ministerstwo Magii uznało, że czas spróbować raz jeszcze odnowić dawną tradycję. Z nowymi zasadami, rzecz jasna. Gdy w Święto Duchów przybędą do nas delegacje z dwóch pozostałych szkół, odbędzie się wybór reprezentantów. Reprezentantem może zostać tylko i wyłącznie uczeń pełnoletni.
 Słuchając jęków tych rozżalonych dzieciaków, którym nie dane było zgłosić się do Turnieju Trójmagicznego, miałam ochotę wstać i miotnąć w nich jakimś porządnym zaklęciem. Czy one nie rozumieją, że to jest niebezpieczne?!
 - Pragnąc zwiększyć bezpieczeństwo uczestników, tym razem każda szkoła będzie miała dwóch reprezentantów, którzy, współpracując ze sobą, mają większe szanse na zwycięstwo. Zwycięstwo, gdzie nagrodą jest tysiąc galeonów, Puchar Trójmagiczny i... wieczna chwała.
 - Pamiętajcie, że nie jest to zabawa, moi drodzy. Nie chciałabym, żeby historia się powtórzyła. - Kobieta zamilkła, jakby na nowo przeżywając niegdysiejsze wydarzenia. 
 Przeżywając je tak jak inni, zasiadający przy tym stole. Byłam pewna, że każdy z nas raz jeszcze widział ciało Cedrika leżące bezwładnie na trawie, przed tłumem tysiąca uczniów i widzów. Zamknęłam oczy, oddychając głęboko. 
 - A teraz... Dobrej nocy.

2 komentarze:

  1. O Turniej Trójmagicznym pomyślałam dopiero w tym samym akapicie gdzie było to wyjawione xd Cedrika strasznie lubiłam i płakałam gdy zginął;(
    ogólnie rozdział jak inne genialny, tylko zastanawia mnie jedna rzecz... Czemu inni nie komentują tych rozdziałów? na ogół wybieram blogi z głównej Google i powiem szczerze że tylko jeden mnie uzekl reszta słabo, więc ja się dziwie czemu oni są takimi wielkimi fejmami a ty nie? ;o

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram, jesteś najlepsza ;-)

    OdpowiedzUsuń