wtorek, 3 lipca 2012

[14] "Nienawiść jest siłą przyciągającą, tak jak miłość."


   Szłam wolnym krokiem, mijając zwalone mury ukochanego zamku. Szłam jak w amoku, nie zważając na rzucane wokół mnie zaklęcia. To wszystko, co działo się naokoło, nie miało dla mnie większego znaczenia, nie dotyczyło mnie. 
   Niedowierzającym wzrokiem wpatrywałam się w ciało, które leżało po środku Wielkiej Sali, niezauważone przez nikogo. Bezwładne. Samotne. Martwe... Wszędzie słychać było krzyki, rzucane zaklęcia. Panował mrok i strach, a ja nagle zaczynałam biec, biec coraz szybciej i szybciej. Martwe... 
   Rzuciłam się na kolana, nie zważając na kawałki gruzu wbijające się w moje ciało. Szklistymi oczami wpatrywałam się w jego bezwładne ciało, rude kosmyki rozsypane wokół twarzy, brązowe piegi, lekki uśmiech... Drżącymi dłońmi objęłam jego twarz, wpatrzona w te jasne oczy. 
  - Fred...

   Nie mogłam spać. Odrzuciłam kołdrę i stanęłam przy oknie, wpatrzona w ciemne niebo. Czułam, jak po policzkach spływają mi łzy, ale nie zcierałam ich. Zaszklonymi oczyma szukałam gwiazd, ale przykrywały je potężne chmury. W dole iskrzył się lekko śnieg, na którym tworzyły się długie cienie; w Wielkiej Sali wciąż paliły się świece. 
   Dziś miało odbyć się pierwsze zadanie. 

~*~

   Z kubkiem parującej kawy w dłoni i z gazetą pod pachą przysiadłem w wygodnym skórzanym fotelu, raz po raz zerkając na zachmurzone niebo. Dzisiejsze lekcje zostały odwołane, a na szkolnych błoniach pokrytych grubą warstwą białego puchu odbywała sie właśnie wielka bitwa na śnieżki; radosne krzyki chmary dzieciaków dobiegały mnie jeszcze tu, na czwartym piętrze. 
   Po kolejnej serii piskliwych wrzasków nie wytrzymałem. Gwałtownym ruchem wstałem, odrzucając na bok "Proroka Codziennego" i otworzyłem okno. Lekki puch przyklejony do szyby opadał powoli w dół.
   - Jeśli się za chwilę nie zamkniecie, potraktuję was niezłym urokiem! - wrzasnąłem, wychylając się przez parapet.
   Kilkunastoletnie dziewczyny pisnęły jeszcze głośniej, uciekając przed zaczarowanymi kulkami śniegu i zniknęły z moich oczu. 
   - Niezła robota, Malfoy! 
   Uniosłem zaskoczony brwi i wykręciłem głowę, patrząc w górę. Z okna o jedno piętro wyżej wychylała się Granger, z potarganymi włosami i cieniami pod brązowymi oczyma. Wyglądała koszmarnie, a mimo wszystko w jakiś niejasny sposób powodowała, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. I bynajmniej nie spodobało mi się to. 
   - Nie musisz dziękować, Granger. 
   Uśmiechnęła się, a za nią pozostał tylko trzask zamykanych okien.


   Zbiegałam akurat po schodach, gdy usłyszałam tubalny głos mojego starego przyjaciela.
   - No już, z drogi! Przecie drzwi torujecie! Dalej, dalej, przesunąć się... O, witam pani psor! - Czarna broda Hagrida zatrzęsła się w śmiechu. 
   - Panie profesorze - uśmiechnęłam się, dygając lekko. 
   - Co tam, Hermiono? - spytał, uderzając mnie lekko w ramię. - Pierwsze zadanie, cholibka - pobladł nieznacznie, odchrząkując. - Myślisz, że... no wiesz, jest bezpiecznie? - Pochylił się nade mną, rozglądając się. - Cholibka, nieco mnie to martwi. 
   Westchnęłąm, odgarniając palcami grzywkę do tyłu. Oparłam się o ścianę w Sali Wejściowej, przez chwilę w milczeniu obserwując uczniów spieszących się na śniadanie. 
   - Nie wiem, Hagridzie - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Chciałabym wierzyć, że nic złego się nie stanie, ale nie mogę. Nie po tym, co stało się wtedy...
   Olbrzym pokiwał głową, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. 
   - Wiedziałem, cholibka, wiedziałem... Masz serce na miejscu, Hermiono - dodał, klepiąc mnie po ramieniu tak, że nogi prawie się pode mną ugieły. - Mam nadzieję, że i rozum wciąż na swoim pozostał, co? - spytał, gdy przechodzący obok Malfoy uśmiechnął się - jak zwykle - ironicznie. 
   - Daj spokój, Hagridzie. 
   Wchodząc do Wielkiej Sali od razu zauważyłam pewną zmianę - przy moim krześle dostawiono jeszcze jedno. 
   - Hagridzie... - zaczęłam, ciągnąc go za rękaw, by zwrócić na siebie jego uwagę. - Wiesz może kto jeszcze ma przyjechać na pierwsze zadanie?
   - Ktoś musi przecie to komentować, no nie? Ma przyjechać jakiś ważniak z ministerstwa, pewnie ktoś pokroju Bagmana. Smacznego, Hermiono - dodał i przysiadł na swoim krześle na skraju stołu. 
   Zajęłam swoje zwykłe miejsce, lekceważąc Malfoya. Sięgnęłam po tosta i dżem truskawkowy, ale nim zdążyłam ugryźć choć kęs, przerwał mi głos mojego "towarzysza".
   - Granger, musimy zrobić próbę. 
   - Mógłbyś raz zrobić wyjątek i się zamknąć? Kto jak kto, ale ty na pewno nie będziesz mi mówił co muszę zrobić. Poza tym psujesz mi humor, Malfoy, - westchnęłąm - już od samego rana.
   - Taki mój urok - uśmiechnął się, pokazując wszystkie białe zęby, zupełnie jak Lockhart.
   - Twój urok prawie dorównuje Snape'owi. 

~*~

   Harry Potter siedział przy wyszorowanym stole w kuchni, mieszając łyżeczką kawę. Rozczochrane włosy sterczały w każdą stronę, okrągłe okulary były lekko przekrzywione, a na jego prawie nagim ciele pojawiła się gęsia skórka. Gazeta zaszeleściła, gdy otworzył na odpowiedniej stronie, przebiegając wzrokiem po artykule. Duży nagłówek krzyczał: PIERWSZE ZADANIE - KOLEJNA TRAGEDIA?

Jak wcześniej donosiliśmy Ministerstwo Magii postanowiło ponownie odtworzyć tradycję, znanego z okrucieństwa, Turnieju Trójmagicznego. Ostatniego dnia października w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zostali wybrani reprezentanci szkół - tym razem obyło się bez większych niespodzianek. Nasi czytelnicy zapewne pamiętają historię sprzed kilku lat, gdy jednym z reprezentantów został Chłopiec, Który Przeżył, zwany także Wybrańcem. "Moim zdaniem to wszystko właśnie sprawka Pottera - mówi Pansy Parkinson, absolwentka Hogwartu. - Zapewne brakuje mu rozgłosu, więc chciał, by przywrócono Turniej Trójmagiczny z nadzieją, że Czara Ognia znów wybierze go na reprezentanta." 
Jeśli pan Potter miał taki plan - cóż, niestety mu się nie powiodło. Jednak zastanawiam się, czy może dojść do kolejnych mordów, wykonanych przez - jak oznajmiał to wszem i wobec były dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore - przez Sami-Wiecie-Kogo? Ostatnim razem też podobno nie żył, a skoro...

   Mężczyzna zerknął na koniec artykułu bez zaskoczenia odkrywając, że napisała go Ritta. Pokręcił zdegustowany głową i odłożył gazetę na bok w momencie, gdy poczuł na szyi łaskotanie rudych włosów. Ginny Weasley pochyliła się nad mężczyzną swego życia, muskając ustami jego szyję, obejmując jego ramiona. Potter uśmiechnął się, odswując niego krzesło od stołu i pomagając swej narzeczonej usiąść na swoich kolanach. Rudowłosa kobieta ubrana była w jego zwykłą, białą koszulę.
   - Uwielbiam, gdy jesteś tak ubrana - wyszeptał do jej ucha. 
   Ginny odgarnęła włosy i rzuciła okiem na czytany przez niego artykuł. Zmarszczyła nieco brwi, zmartwiona. 
   - Coś ważnego?
   - Skeeter. - Harry wzruszył ramionami, wzdychając ciężko. - Ale muszę przyznać, że martwi mnie ten cały turniej. 
   Kobieta przymknęła oczy i oparła podbródek na jego rozczochranych włosach.

~*~

   Przemierzając w pośpiechu korytarze, czułem się się jak Snape z tą powiewajacą szatą. Mieliśmy z Granger godzinę na próbę przed rozpocząciem pierwszego zadania, a ona oczywiście się spóźnia. Nie, żebym się martwił, ale do cholery choć raz mogłaby stawić się punktualnie! Przechodząc obok okna zauważyłem, że grupa uczniów szła już wolno przez błonia w kierunku boiska do Quidditcha, gdzie miało się odbyć pierwsze zadanie. 
   - Uważaj, jak łazisz! - warknąłem, gdy ktoś uderzył mnie w ramię.
   - Spokojnie, Malfoy! Robisz się agresywny jak bazyliszek. - Dobiegł mnie znajomy głos i, gdy poniosłem wzrok, zauważyłem dobrze znany mi szelmowski uśmiech Zabiniego. 
   - Co tutaj robisz?
   - Przyszedłem zobaczyć jak Granger daje ci w kość,- zaśmiał się - bo tylko to ci daje, prawda? - Uniósł znacząco brwi. - No, zresztą nieważne - dodał, gdy nie odpowiedziałem. - Mam komentować ten bajzel tutaj, nie wspominałem?
   Sięgnął do kieszeni bordowej szaty, wyjmując paczkę papierosów. Otworzył tekturowe pudełko i wyciągnął je w moją stronę, by po chwili jednym machnięciem dłoni podpalić papierosy. Zaciągnął się, tak jak to zwykle miał w zwyczaju i wypuścił kółeczko dymu przyglądając się, jak po chwili rozpływa się w powietrzu. 
   - Więc jak, daje ci? - zapytał, szczerząc zęby.
   - Zabini, przysięgam. Jeszcze jedno słowo, a... - Nie dokończyłem, bo przerwał mi wybuchem śmiechu.
   - Wpadłeś, Malfoy. Naprawdę wpadłeś - rzekł współczująco, klepiąc mnie po ramieniu.
   Miałem straszną ochotę zapytać w co takiego wpadłem.

    Błonia usłane były miękkim puchem świeżego śniegu i uczniowie zdążyli już wydeptać szeroką ścieżkę prowadzącą od zamku do boiska. Zielono-szary szalik powiewał na wietrze, a ja mrużyłem oczy, chcąc uniknąć jeszcze bliższego kontaktu z drobinkami śniegu wirującymi w powietrzu. Przede mną szła Granger, rozpoznałem ją od razu: szybki chód, nieco pochylona głowa, brązowe włosy w części ukryte pod fioletową wełnianą czapką. Dogoniłem ją bez trudu i pociągnąłem do tyłu za ramię, zwracając na siebie jej uwagę. 
   - Czego znowu chcesz, Malfoy? - spytała, jakby znudzona.
   Miała różowe policzki i lśniące czekoladowe oczy. Tupała nerwowo nogą i wzdychała raz po raz, przyglądając się jak Bijąca Wierzba zrzuca z siebie nadmiar śniegu. Przyglądałem się przez chwilę, jak z jej nieco wąskich ust uchodzi para.
   - Nie przyszłaś na próbę - powiedziałem, starając się zabrzmieć tak, jakby mnie to nie obchodziło. 
   - A czy powiedziałam, że przyjdę? Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, bo jeśli nie, to pozwól, że już pójdę. Spieszę się na pierwsze zadanie. 
   Nie odpowiedziałem, zbyt zszokowany jej ironicznym i zdenerwowanym głosem. Uśmiechnęła się złoślwie i ukłoniła się, parodiując skrzata domowego, po czym obróciła się na pięcie i z tłumem uczniów weszła na boisko. 

~*~

   Siedziałam na trybunach obok Hagrida. Byłam zdenerwowana i zaniepokojona, a do tej gamy uczuć dołączył jeszcze wstyd za to, jak się zachowałam w stosunku do Malfoya. Martwiłam się, cholernie martwiłam się tym całym turiejem i po prostu wyżyłam się na nim, bo miałam okazję. 
   Hagrid czyścił szkiełka swojej wielkiej lornetki, którą wyjął z jednej z kieszeni płaszcza z norek. 
   - Cholibka, ale się będzie działo! - zawołał, gdy dwunastka czarodziei weszła na środek boiska, lewitując ogromną klatkę przykrytą płachtą. - Smoki! - dodał z uwielbieniem.
 Wciągnęłam powietrze, wcale nie dzieląc jego entuzjazmu. Zewsząd dobiegały mnie okrzyki uczniów, którzy z niecierpliwością oczekiwali na "przedstawienie". 
   - Witam, panie i panowie! - Po trybunach rozniósł się magicznie zgłośniony głos Zabiniego. - Za chwilę będziemy świadkami...
   Nie słuchałam dalej. Zmrużyłam oczy, widząc jak na trybuny wchodzi Malfoy, odgarniając z czoła kilka kosmyków włosów. Zauważył moje spojrzenie i wygiął usta w lekkim uśmiechu, po czym zajął miejsce koło profesor McGonaggal i dwójki pozostałych sędziów. 
   - ... zawodnicy będą musieli pokonać lub przechytrzyć mantykorę, a wszystko po to, by zdobyć coś, co pomoże im w kolejnym zadaniu. Jako pierwsi pokażą nam się reprezentanci Durmstrangu. 
   W otoczeniu braw i okrzyków, na ogrodzone boisko Quidditcha weszli Iwanow i Markow. Bijąca od nich pewność siebie przypominała mi Kruma, gdy stawał oko w oko ze smokiem kilka lat temu. Ogromna głowa człowieka obróciła się, obserwując z uwagą każdy ich ruch; chłopcy wymienili między sobą kilka słów. Ścisnęli mocniej różdżki i zaczęli miotać zaklęcia, co rozwścieczyło legendarne zwierzę. Słysząc przeraźliwy ryk mantykory odwróciłam głowę, niezdolna patrzeć na to, co dzieje się w dole.
   - Toż oni krzywdzą to zwierzę! - krzyknął z oburzeniem Hagrid, ale najwyraźniej pozostali widzowie nie podzielali jego zdania, z fascynacją przyglądając się tej nierównej walce.
   Zacisnęłam wargi, pochylając głowę. Nie chciałam na to patrzeć, ale gdy wybuchły oklaski, a Zabini zawołal: "Już po wszystkim!" zobaczyłam, że rozeźlonej mantykorze brakuje jednej skrzyni, którą teraz uczniowie Durmstrangu zanosili do namiotu uczestników. 
   - To było wspaniałe, naprawdę wspaniałe widowisko. Ciekaw jestem, jak ocenią to jurorzy.
   Wszystkie głowy obróciły się w stronę trójki dyrektorów. Nieco blada McGonagall uniosła różdżkę z której wystrzeliłą srebrna szóstka. Loxonn podrapał się po rudej czuprynie, poruszając ustami zupełnie tak, jakby żuł własny język, po czym z jego różdżki wystrzeliła w górę siódemka. Madame Maxime również obdarzyła reprezentantów Durmstrangu srebrną siódemką. 
   Rozelgły się gromkie brawa, a Zabini zapowiedział, że za chwilę bitwę z mantykorą odbędą uczennice z Beauxbatons. I po chwili rzeczywiście pojawiły się Dianne i Juliette, ubrane w niebieskie kurteczki, ściskając w dłoniach różdżki. Rozpuszczone włosy Dianne mieniły się w słońcu, co zirytowało mantykorę, która zamachnęła się w jej stronę ogonem skorpiona. Dziewczyna uskoczyła, krzycząc coś po francusku. Obserowałam, jak jej nieco grubsza towarzyszka, Boyer, unosi różdżkę i mruczy pod nosem zaklęcie; zapewne chciała tak jak Fleur zahipnotyzować mantykorę. Przez chwilę miałam wrażenie, że jej się udało, bo wielkie lwie cielsko znieruchomiało, a ludzka głowa opadła. Dianne, pewna siebie obeszła mantykorę i chwyciła rączkę pozłacanej skrzynki, nie zwracając uwagi na ogon zwierzęcia, który kołysał się lekko to w jedną, to w drugą stronę, by po chwili przeciąć delikatną skórę dziewczyny. Levittoux krzyknęła przeraźliwie, wyrywając z transu mantykorę... Odwróciłam wzrok. 
   Nie dochodziły do mnie komentarze rozentuzjazmowanego Zabiniego, jedynie krzyki przerażenia widowni. Zacisnęłam powieki, chcąc odciąć się od wszystkiego, ale wciąż słyszałam głos Hagrida, który burczał coś o tym, jaka ta mantykora jest biedna. 
   - Brawa dla reprezentantek Beauxbatons! - zawołał Zabini. - Ryzykowały, ale się opłaciło!
   Spojrzałam na dyrektorów szkoł, którzy już unosili ródżki. McGonagall wystrzeliła srebrną szóstkę, tak samo postąpili Loxonn i Maxime. Wybuchły oklaski, a reprezentatki francuskiej szkoły zniknęły w namiocie. Mój wzrok padł na Malfoya, który siedział dziwnie wyprostowany, zaciskając szczęki. Czyżby i on martwił się tym wszystkim...?
   Na boisko wszedł Nicholas, co wywołało burzę oklasków ze strony dziewcząt; Sophię powitali Ślizgoni. Dziewczyna związała długie włosy i wyciągnęła z kieszeni różdżkę, kiwając głową w stronę Gryfona. Ten uśmiechnął się ze zrozumieniem i także wyjął różdżkę. Mantykora zaryczała, a jej głos przypominał dźwięk trąbki. Zastanawiałam się czego chcą spróbować; doskonale wiedziałam, że trudno pokonać mantykorę zaklęciami. Właściwie było to prawie niemożliwe. Zwierzę przyczaiło się nisko na łapach, uważnie przyglądając się Wrightowi; najwyraźniej uznało Sophię za mniejsze zagrożenie. Dziewczyna nie wydawała się tym wcale obrażona. Skomplikowanym ruchem nadgarstka machnęła różdżką, a w okół niej zabłysła dziwna bańka; uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy ogon mantykory odbił się od niewidzialnej bariery, nie robiąc jej krzywdy. Nicholas podniósł z ziemi patyk, który chwilę później przemienił się w srebrny miecz. Chłopak ze złośliwym uśmiechem wywinął młynka orężem i zamachnął się. 
   - Nie! - krzyknął zdruzgotany Hagird, ale miecz nie dosięgnął gardła mantykory. 
   Zwierzę zaryczało. Nie zwracało już teraz uwagi na Sophię, która z łatwością podniosła ostatnią skrzynkę. Nicholas zbladł, gdy mantykora podchodziła stopniowo bliżej; zmrużył oczy i ciął zwierzę w łapę. Mantykora spojrzała z zaskoczeniem na krwawiącą ranę i w tej chwili przypomniałam sobie, że srebro było swego rodzaju trucizną dla tych zwierząt. Mantykora ryknęła tak przeraźliwie, że wszyscy w okół mnie zakryli sobie uszy dłońmi, ale ja wciąż z uwagą obserowałam to, co miało miejsce na dole; mantykora wycofała się do swego legowiska i tam usiadła, liżąć ranę. 
   Słysząc głos Zabiniego dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przez całą walkę nie wypowiedział ani słowa. W jego głosie dało się wyczuc ulgę.
   - Jak widać, Hogwart pokazała na co go stać! Widać, to nie tylko pogłoski, że nasi ludzie są najlepsi w tym, co robią.
   Sędziowie musieli się z nim zgodzić, bo z różdżki profesor McGonagall wyskoczyła srebrna ósemka. Loxonn po chwili wahania wystrzelił w górę dziewiątkę, a przed Madame Maxime zaiskrzyła ósemka. 
   - I tak oto pierwsze zadanie dobiegło końca! Jak na razie prowadzi Hogwart! Durmstrang zajmuje drugie, Beauxbatons trzecie miejsce. Moi drodzy, szykujcie się na niesamowite emocje!

3 komentarze:

  1. Hej (: Zacznę od tego, że przeczytałam Twój komentarz na moim blogu - szczerze Ci współczuje tego nawału obowiązków. Mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej. Jeśli chodzi o twoje domniemane zaległości, nimi się naprawdę nie przejmuj. Blog nie zając, nie ucieknie - jak będziesz miała czas i ochotę, serdecznie zapraszam :D Przechodząc do samej notki, muszę przyznać, że urzekł mnie już sam wstęp. Naprawdę żal mi Hermiony. Wydaje mi się, że ten krótki fragment wnosi do opowiadania bardzo dużo silnych emocji, wprowadzonych w pewnym sensie między wierszami.
    Co dalej.. Wspaniała była scenka obrazująca poranek Malfoya - znalazłam w niej całą masę uroku, który zwalił mnie z nóg. Stosunki na linii Draco-Hermiona nabierają tempa, a okraszone komentarzami Blaise'a zwalają mnie z nóg (:
    Jeśli zaś chodzi o Turniej Trójmagiczny - muszę przyznać, że jego przebieg nie przyciągnął specjalnie mojej uwagi. Wszystko rozegrałaś w stosunkowo krótkim fragmencie i w efekcie jakoś tak nie rozbudziłam w sobie większego zainteresowania tym tematem. W każdym razie Hogwart górą. Juhu :D
    No nic.. będę kończyć. Dodam tylko, że ogólne wrażenia z lektury Twojego bloga są, jak zwykle, jak najbardziej pozytywne :)
    Pozdrawiam Cię gorąco!
    Philippa

    OdpowiedzUsuń
  2. Szybciutko biorę się do nadrabiania tych sporych zaległości w miejscu, w którym skończyłam - czyli pora na rozdział dziewiąty.
    Hermiona energicznie zabrała się do pracy. Haha, ciekawie zapowiada się ten... Nicholas. Obie lekcje wyszły Ci bardzo fajnie, tak naturalnie ;)
    Zaczynam dochodzić do wniosku, że może trochę przesadzają z tym Turniejem. Owszem, zdarzył się ten śmiertelny wypadek, ale to była wina Voldemorta. Teraz, zwłaszcza z nowymi zasadami, nie powinno być tak źle. Z drugiej strony jeśli jednak planujesz jakieś dramatyczne wydarzenia, może być tylko ciekawiej ;>
    I sobie wymyślili konkurs taneczny. To jakaś wersja dla dorosłych? Nauczycieli i innych pracowników? I będą konkurować z tymi z pozostałych szkół? Dziwne, że nie skupili się na uczniach, takie zabawy powinny być przede wszystkim do nich skierowane. Ale to zapewne pretekst, by Hermiona z Malfoyem przełamali lody, w końcu taniec zbliża jak mało co. Średnio mnie przekonuje ten pomysł, taki trochę banalny, ale jeszcze zobaczymy, jak go poprowadzisz.
    Za to bardziej spodobał mi się fragment z Ginny i Harrym. Trąci smutkiem, ale jest bardzo... życiowy. Taki moment, kiedy marzenia, wyobrażenia i to gwałtowne zakochanie przestaje wystarczać, a na scenę wchodzi zwykła szara rzeczywistość i pierwsze rozczarowania. Pytanie tylko, jak sobie z tym momentem poradzą bohaterowie. Trzymam za nich kciuki, bo parę tworzą niezłą.
    Ha, ha, no muszę przyznać, że zabawnie Ci wyszła ta scena w rozdziale dziesiątym. Co ten alkohol robi z ludźmi... Hermiona, taka spokojna i poważna, teraz jeszcze na pozycji nauczycielki - i tak się dała podejść?
    Tak jak już ktoś wspomniał, napisane lekko i przyjemnie. Sprzeczki Malfoya i Hermiony, owszem, budzą uśmiech na twarzy, ale... To stały element w tego typu opowiadaniach i zawsze wydawał mi się trochę wymuszony. Niby się nie lubią, to fakt, ale takie proste pyskówki zupełnie nie pasują mi do ich wizerunku. A co dopiero teraz, gdy to już dorośli ludzie...
    No i tak jak myślałam, Draco wcale nie jest taki zły i uprzejmie nie wykorzystał stanu Hermiony, choć z jego przemyśleń wynika, ż w gruncie rzeczy nie miałby nic przeciwko temu.
    Myślę, że McGonagall dobrze Ci wyszła. Ma ten swój charakterystyczny rys ;)
    A, no i całkiem zgrabny opis otocznia na samym początku rozdziału ;>
    W rozdziale jedenastym spodobała mi się wizyta w szpitalu. Taka scena trochę z innej beczki, na oderwanie od potyczek Hermiony i Dracona, w zupełnie innym klimacie - i dobrze. Nieźle Ci wychodzi kreowanie Weasleyów, są bardzo... weasleyowscy, więc takie wstawki coraz bardziej mi się podobają.
    Draco i Hermiona odbyli jedną próbę, ciekawe, czy wiele się nauczyli, bo skoro uczniowie z innych szkół już przyjechali, to pewnie konkurs tuż-tuż?
    Hm, pytanie Hermiony na początku dwunastki (czy Malfoy ją śledzi) wydaje się całkiem zasadne. Jakoś często się na nią natyka, a tu skąd się wziął? Ma pokój w pobliżu czy wyjec był tak głośny, że go usłyszał, gdziekolwiek tam sobie był? W każdym razie miłe, że się pofatygował do szpitala.
    Ach, chyba wątek z tańcem jeszcze potrwa, skoro teraz główni bohaterowie mają jeszcze go nauczać.
    Podobała mi się końcówka - wielka uczta, podczas której czara wylosowała imiona. Tak przypuszczałam, że trafi na Nicholasa ;> Myślę, że wątek z Turniejem Trójmagicznym to jedna z mocniejszych stron opowiadania, ma w sobie powiew oryginalności. Mam nadzieję, że wydarzy się z tej okazji wiele ciekawego ^^
    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, mimo mojej lekkiej niechęci do całego pomysłu z tańcem muszę przyznać, że przyjemnie mi się czytało trzynastkę. Z Malfoyem dającym po nosie siódmoklasiście, ha, ha. I dobrze oddałaś dynamikę tańca, ruchu. Przyznam, że nawet podoba mi się ten Nicholas. Wprowadza jakieś ożywienie w tym Hogwarcie ^^
      W rozdziale czternastym widzę wiele dobrych stron. Przede wszystkim - Turniej, wielkie wydarzenie, pierwsze zadanie, te emocje, ten niepokój, to wyzwanie. I okazuje się, że Gryfon ze Ślizgonką jakoś współpracować potrafią. Plus też za przypomnienie o Fredzie. Dobrze, że Hermiona nie pławi się już w samej rozpaczy, ale powinna od czasu do czasu, tak jak tu, przypomnieć sobie o nim. I plus za Hagrida z jego cholibką i zamiłowaniem do potworków ;) O, i za Harry'ego z Ginny. Widzę, że jakoś jednak im się układa ;)
      Hm, generalnie nie jest źle. Niektóre fragmenty są naprawdę ładnie przedstawione, czasem zdarzało mi się uśmiechnąć, niektóre pomysły są całkiem oryginalne, jak Fred czy Turniej. Podobają mi się też wstawki o innych bohaterach. I radziłabym iść właśnie w tych kierunkach, bo konkurs tańca czy obrzucanie się wyzwiskami to już dosyć utarte schematy. A jeśli chodzi o styl... Czasami opisujesz naprawdę ładnie, zdarzy się jakieś celne sforumułowanie, ale czasem pojawiają się też potknięcia - powtórzenia (na przykład scena próby tanecznej, moment z otwieraniem i zamykaniem oczu), źle użyty apostrof (z tego co zauważyłam, to Malfoya odmieniasz dobrze, ale gdzieś mi się rzucił w oczy. Może w Weasleyach?) i, no nie wiem, coś by się pewnie jeszcze znalazło, ale za bardzo się na tym nie skupiałam. Ale pisz, pisz i jeszcze raz pisz, a lada moment dorównasz stylem niejednemu pisarzowi ;)
      Wszystkiego dobrego na nowej, blogspotowej drodze pisania ^^ Pozdrawiam ;)
      PS. Przepraszam za komentarz w kawałkach, ale wyszedł za długi jak na limit na blogspocie.

      Usuń