Jesień wtargnęła do Hogwartu niczym niezapowiedziany gość. Pomalowała liście w Zakazanym Lezie na czerwono i brązowo, dotychczasowe jasne niebo spryskała szarym kolorem. Hogwarckie jezioro to marszczyło się, to wygładzało, pod wpływem rosnącego na sile wiatru. Zamek praktycznie tonął w ciemnościach; jedyne światła, jakie jeszcze się paliły, znajdowały się w Wielkiej Sali, w dwóch wieżach i w moim gabinecie. Siedziałam przy biurku, pochylona nad pracami siódmoklasistów, które oświetlało słabe światło świecy.
- Boże... - jęknęłam, wziąwszy do rąk pracę Wrighta.
Szary pergamin zdobiony był ładnym, czytelnym pismem. U góry widniał podpis mieniący się kolorami, a na samym dole niezbyt udolny rysunek, który prawdopodobnie miał przedstawiać mnie samą w obcisłych spodniach i koszulce, odsłaniającej dekolt.
- Chyba muszę się napić - westchnęłam.
~*~
- Co tu robisz, Granger? - Ironiczny uśmiech wykrzywił moją twarz.
Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów, musząc przyznać, że wygląda nieźle w tej białej kiecce. Zupełnie inaczej niż w czarnych szatach czarodzieja. Powiedziałbym nawet, że w tym momencie wyglądała dość... seksownie.
- Przyszłam się rozerwać, Malfoy - odpowiedziała poirytowana.
- Ty i zabawa w jednym zdaniu? - Roześmiałem się, sięgając po kieliszek Ognistej. - To wręcz niemożliwe! Ty nie potrafisz się bawić!
- Byłabym naprawdę wdzięczna, gdybyś nie oceniał moich zdolności. - Widziałem, jak w jej oczach pojawia się błysk ognia. Wiedziałem co to oznacza - niejednokrotnie już dostrzegałem tę zmianę w jej postawie. I, co było zupełnie absurdalne, uwielbiałem to.
- Ależ ja tylko stwierdzam fakty... - mruknąłem, z niewinną miną przyglądając się bursztynowemu napojowi. - Musisz przyznać, że w życiu nigdy się nie bawiłaś, bo nie potrafisz.
Czułem na sobie jej wściekłe spojrzenie, ale czekałem. Byłem świadomy, że albo uda mi się ją sprowokować i zobaczymy, na co ją stać, albo... Cóż. Będę leżeć na podłodze z krwawiącym nosem. Mówi się trudno. Ale przecież nie przywali mi, prawda? Nie po raz kolejny. Spojrzałem na nią w chwili, gdy sięgnęła, wyjmując mi z rąk kieliszek z trunkiem, który wypiła jednym haustem.
- Stawiasz kolejkę - powiedziała, ocierając usta wierzchem dłoni.
- Chyba już starczy - powiedziałem, z rozbawieniem przyglądając się, jak policzki Hermiony z każdym wypitym kieliszkiem robią się coraz bardziej czerwone.
- Nie! - odparła, czkając cicho. - Ojojoj! - zaśmiała się, sięgając po pustą butelkę Ognistej Whisky.
Ludzie w gospodzie spoglądali na nas z zaciekawieniem, choć nie jest to pewnie odpowiednie słowo. Patrzyli z pożądaniem i to, o dziwo, nie na mnie, a na Granger, która kołysała się w takt słyszanej tylko dla niej muzyki. Biały materiał podnosił się nieznacznie do góry, gdy obracała się szybko wokół własnej osi.
- Granger, wychodzimy! - zawołałem, dostrzegając, że jeden z brudnych, nieostrzyżonych czarodziejów, siedzący przy barze, patrzy na profesorkę Hogwartu łakomym wzrokiem.
Złapałem ją za ramię i wyciągnąłem z Gospody Pod Świńskim Łbem.
- Jestem nimfą! - zawołała, zsuwając z stóp beżowe szpilki.
- Taka z ciebie nimfa, jak ze mnie abstynent - mruknąłem, patrząc jak dziewczyna niebezpiecznie zbliża się do brzegu jeziora. - Opanuj się, kobieto!
- Jestem nimfą i udowodnię ci to! - Grymas oburzenia wykrzywił jej twarz, by po chwili zniknąć pod wpływem uroczego, pijanego uśmiechu.
Wolnym ruchem zsunęła z ramion ramiączka sukienki, pozwalając, by ta opadła wokół jej stóp. Patrzyłem na jej blade, zgrabne ciało skryte teraz jedynie pod kawałkami białej bielizny, która nadawała jej niewinny wygląd. Brązowe loki opadały na ramiona, w czekoladowych oczach tańczyły iskierki takiej radości, której nigdy w życiu jeszcze nie widziałem.
- Granger, przestań! - krzyknąłem, widząc, jak obraca się na pięcie i wchodzi do jeziora.
Wchodziła coraz głębiej i głębiej, drżąc lekko na ciele, zanurzona po pas. Wyglądała niesamowicie w blasku księżyca i sam nie wiedząc, co robię, ściągnąłem przez głowę koszulę i rzuciłem ją gdzieś w bok. Wszedłem do wody i już po chwili znalazłem się przy niej, dłońmi wodząc po jej prawie nagim ciele.
- Granger, jesteś niemożliwa...
Przybliżyła sie do mnie, zarzucając mi ręce na szyję. Byłem świadom, że jest pijana, ale czy ktoś powiedział, że nie mogę tego wykorzystać? Te ciemne, orzechowe oczy wpatrywały się we mnie z takim zaufaniem... Była głupia. Niesamowicie głupia. A ja wcale nie lepszy. Zamknęła powieki i przysunęła się jeszcze bliżej.
A potem zwymiotowała.
~*~
Tik, tak. Na Merlina, co tak hałasuje?! Tik, tak. Na Gryzeldę! Dlaczego mam tak ciężką głowę? Tik, tak. No, cholera jasna!
Włożyłam niewarygodny wysiłek w to, żeby otworzyć oczy. Leżałam w miękkiej, białej, pachnącej pościeli i czułam, jak pęka mi głowa. Uniosłam się nieznacznie na łokciach, rozglądając się po dziwnie nieznanym mi pomieszczeniu, ale po chwili doszłam do wniosku, że po prostu za dużo wypiłam i opadłam z powrotem na poduszki. Przewróciłam się na bok, by schronić twarz przed natarczywym atakiem promieni słonecznych i wtedy go zobaczyłam. Leżał obok, z lekko otwartymi ustami, przekrzywioną głową i potarganymi włosami. Biała pościel odsłaniała jego umięśnioną klatkę piersiową.
- AAAA! - krzyknęłam, siadając gwałtownie.
Mężczyzna otworzył oczy, sprawiając wrażenie wystraszonego. Rozejrzał się po pokoju, jakby w poszukiwaniu niebezpieczeństwa, ale gdy nie dostrzegł niczego takiego, spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Jezu, Granger, choć raz mogłabyś się powstrzymać od używania swojego głosu - mruknął, przecierając oczy. - Czego się tak drzesz?
Wstałam z łóżka, ściągając z niego kołdrę i zakrywając nią swoje prawie nagie ciało. Stałam tak przed nim, nie wiedząc co powiedzieć, a on jedynie przyglądał mi się z tym swoim sarkastycznym uśmiechem na twarzy.
- Błagam, Granger, daruj sobie. Już i tak to wszystko widziałem... - powiedział, ziewając.
- Malfoy! Ty wredny, głupi, obrzdły... Ty zboczeńcu! Upiłeś mnie, a potem wykorzystałeś! - wrzasnęłam, zupełnie zapominając o podtrzymywaniu materiału przy piersi i już po chwili biała pościel leżała u mych stóp. - Jesteś wrednym, głupim...
- ...obrzydłym zboczeńcem, tak? - dopowiedział znudzony. - Oj, Granger, Granger... - westchnął.
Wstał i nie mogłam nie zauważyć, jak jego mięśnie brzucha napinają się przez moment. Najwyraźniej dostrzegł moje spojrzenie i to, gdzie się kierowało, bo uniósł brew. Spojrzałam wyzywająco w jego szare oczy.
- I to ja jestem zboczony? - zaśmiał się. - Wybacz, Granger, ale tym razem nie zrzucisz wszystkiego na mnie. To ty się upiłaś, to ty wpakowałaś się do pieprzonego jeziora i to przez ciebie musiałem dzielić swoje łóżko.
- A nie mogłeś spać na kanapie? - spytałam, mrużąc oczy ze złości.
- I może jeszcze miałem stópki wymasować? - prychnął. - To moje łóżko, Granger, mój pokój i tylko dzięki mojej łasce nie musiałaś spać na błoniach, zamkowych korytarzach czy Dumbledore wie gdzie. Poza tym, warto dodać, że to ty się rozebrałaś, nikt cię do tego nie namawiał.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Tupnęłam nogą ze złości, obróciłam się na pięcie i podeszłam do drzwi.
- Jesteś niemożliwy! - zawołałam. - Nie chcę cię więcej na oczy widzieć!
Pozostał za mną tylko głośny trzask.
~*~
W życiu nie byłem jeszcze tak rozbawiony jak teraz. Usiadłem na łóżku, wpatrując się w zamknięte drzwi.
- Raz, dwa, trzy... - odliczałem cicho, czekając na powrót mojej towarzyszki nocy.
Nie pomyliłem się - wróciła, zanim doszedłem do sześciu. Wparowała jak burza i znów mogłem podziwiać jej niezwykle szczupłe ciało i mleczną, nieskazitelną cerę.
- Zapomniałaś czegoś, złotko? - spytałem, unosząc brwi w udawanym zaskoczeniu.
- Ubrania! - warknęła. - Gdzie moja sukienka?
- Leży tam, gdzie ją zostawiłaś - odpowiedziałem szybko. - A właściwie prawdopodobnie właśnie założyła ją ta cudowna kałamarnica z jeziora - uzupełniłem, uśmiechając się ironicznie.
- Jezu, Malfoy, jak ja cię...
- ...nienawidzę?
- MALFOY, PRZESTAŃ KOŃCZYĆ ZA MNIE ZDANIA! - krzyknęła, oburzona.
Nie mogłem nie uśmiechnąć się. Wyglądała niesamowicie; brązowe loki rozsypały się wokół zarumienionej twarzy, w oczach pojawiły się iskierki złości i zakłopotonia, gdy właściwie pożerałem wzrokiem jej ciało. No co? Od kilku tygodni z nikim nie sypiałem, to mój rekord! A jeszcze ta Granger zniszczyła wczorajszego wieczoru moje plany co do jednej z ekspedientek z Miodowym Królestwie... I tak byłem w szoku, że nie wykorzystałem jej wczoraj. Takiej bezbronnej i pijanej.
Patrzyłem w milczeniu, jak podchodzi do mojej szafy i wyciąga z niej koszulę. Czarną. W dodatku moją ulubioną. Zaśmiałem się, kiedy ją założyła - była na nią o wiele za duża, sięgała jej prawie do kolan. Ale nie mogłem nie zauważyć, jak czerń doskonale komponowała się z bielą jej bielizny.
- Mam nadzieję, że się więcej nie zobaczymy! - mruknęła, podchodząc do drzwi.
- Musisz oddać mi koszulę - zauważyłem. - No i jeszcze...
Zazgrzytała zębami i wyszła.
~*~
W życiu nie czułam się tak upokorzona. Byłam wściekła, po prostu wściekła i to nawet nie do końca na Dracona; chyba znacznie bardziej irytował mnie fakt, że dałam się w to wszystko wciągnąć. Schodząc pospiesznym krokiem na śniadanie do Wielkiej Sali zbeształam dwóch pierwszoroczniaków, którzy wybuchli głośnym śmiechem. Spojrzeli na mnie z miną, która od razu przypominała mi Harry'ego na lekcjach Snape'a. Poczułam się jeszcze gorzej.
Niebo w Wielkiej Sali było szarobure, co dokładnie odzwierciedlało mój nastrój. Na szczęście większość uczniów zdążyła już wyjść, nie musiałam więc znosić tych wszystkich wrzasków i głośnych rozmów. Przy stole nauczycielskim siedziała jedynie profesor McGonagall i profesor Slughorn, który zajadał się ociekającymi tłuszczem parówkami. Siadając na swoim krześle wiedziałam już, że nie będzie to miły poranek; mina pani dyrektor mówiła wszystko. Nauczycielka podeszła do mnie, gdy nakładałam na talerz sałatkę.
- Panno Granger? - spytała cicho, zajmując wolne miejsce koło mnie.
- Pani dyrektor? - Spojrzałam na nią niechętnie.
Zdumiewające, jak nieznacznie się zmieniła; włosy, niegdyś brązowe, teraz przyprószone siwizną wciąż były związane w ciasny kok, niebieskie oczy nadal wyrażały bystrość umysłu, a usta tworzyły cieńką linię. Musiałam przyznać - wciąż czułam przed nią respekt.
- Chciałam tylko spytać, jak idą wam próby?
- Próby, pani profesor? - spytałam, unosząc nieznacznie głos. - O czym pani mówi?
- Jak to o czym? - Kobieta zmarszczyła brwi, przyglądając mi się uważnie. - O próbach na konkurs tańca.
- Nie mam o niczym pojęcia - powiedziałam cicho.
Byłam coraz bardziej poirytowana. Najpierw "cudowna" noc, potem jeszcze ciekawsze przebudzenie, a teraz to. Przecież ja nawet tańczyć nie umiem, do cholery jasnej!
- I z kim niby mam tańczyć?
Nauczycielka chyba dostrzegła moje poirytowanie, bo uśmiechnęła się nieznacznie.
- Jak to z kim? Z panem Malfoyem oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz