poniedziałek, 15 kwietnia 2013

[23]. "Nienawiść jest siłą przyciągającą, tak jak miłość."

Od autorki: Długo męczyłam się nad tym rozdziałem. Kolejnego nawet nie zaczęłam, nie jestem więc pewna, czy pojawi się w maju, bo mam naprawdę wiele spraw na głowie. Błędy pojawiające się w tekście są umieszczone specjalnie. Mam nadzieję, że spodoba się Wam to, co przygotowałam, choć sama nie jestem do końca zadowolona z tego tekstu.
Chce także poinformować, że najszybszy kontakt ze mną jest przez drogę e-mailową: wanilia03@gmail.com lub przez Twittera: @wanilia03

Ostrzeżenie: W rozdziale pojawia się scena erotyczna przeznaczona dla osób dorosłych. Jeżeli wiesz, że coś takiego może Cię zniesmaczyć - proszę, omiń ten rozdział. +18

   Łuna księżyca wpadła przez odsłonięte okno, odbywając wędrówkę po mojej twarzy. Pokój pogrążony był w ciemnościach i gdyby nie światło nieboskłonu, nie widziałabym kompletnie nic. W pomieszczeniu unosiła się ciężka woń spoconych ciał, która wdzierała się do moich nozdrzy, niczym brutalne przypomnienie tego, co przed chwilą zaszło, a niezwykłą ciszę przerywały głębokie oddechy leżącego obok mnie mężczyzny. Lniana pościel przykleiła się do mojego nagiego ciała, niczym druga skóra. Draco zachrapał cicho i przewrócił się na bok. Ostrożnie wstałam, nie chcąc go obudzić i usiadłam na skraju materaca, owinięta ciasno materiałem, skrywając twarz w dłoniach.
   Teraz nie wiedziałam co skłoniło mnie do tego, by przyjść do jego pokoju i poddać się tym szarym oczom. Nie wiedziałam, skąd wzięło się to podniecenie, pragnienie i pożądanie, które wtedy mną owładnęło. Ten jeden jedyny raz nie myślałam, nie zastanawiałam się... I absolutnie tego nie żałowałam.

   Obudziłam się w swoim pokoju. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam, ani która dokładnie jest godzina. Leżałam pod ciepłą pościelą, dziwnie sztywna i wciąż w swoich ubraniach; jedynie buty leżały na podłodze, przy łóżku. Poduszka, którą miałam pod głową była zbyt miękka i pachniała czymś dziwnym, co mi się nie spodobało. Odwróciłam się, poruszając spiętymi mięśniami i wyjrzałam przez okno. Niebo przybrało wyblakły gołębi kolor, a grafitowe chmury przesuwały się szybko, co i rusz zmieniając kształt pod wpływem silnego wiatru. Krople deszczu uderzały w okno, spływając wolno po szybie. 
    Dopiero po chwili do mojego zmęczonego umysłu zaczęły napływać wspomnienia z wczorajszego dnia, które okazały się nie być snem. Popołudniowa wizyta u Hagrida... Rozmowa z Draconem... I, och! Poderwałam się, ignorując silny ból głowy, który przeszył moją czaszkę. Pościel zsunęła się na podłogę, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Przymknęłam oczy, odganiając krople, które ponownie się w nich zebrały, zastanawiając się, kiedy wreszcie zabraknie mi sił i pokładów łez. Zacisnęłam drżące dłonie w pięści, zmuszając się do głębokich, uspokajających oddechów. Niechętnie wstałam z łóżka, zsuwając spodnie i zdejmując przez głowę sweter; ubrania rzuciłam na fotel i ostrożnie stąpając po zimnej podłodze przeszłam do łazienki. Nie musiałam spoglądać w lustro, by wiedzieć, że wyglądam koszmarnie. Automatycznie skierowałam się pod prysznic, zrzucając bieliznę i pozwalając, by ciepłe strumienie wody smagały moje ciało.
*
   Cały dzień wydawał się być dziwnie otępiający. Zamek milczał. Wszyscy zdawali się być przytłumieni, zgaszeni, zmęczeni. Nikt nie cieszył się z odwołanych zajęć, o których poinformowała profesor McGonagall tego ranka. No, może oprócz Ślizgonów, ale nawet oni byli mniej złośliwi niż zawsze. Uczniowie z Beauxbatons i Durmstrangu także przepełnieni byli smutkiem i z niezrozumiałych przyczyn strasznie mnie to drażniło. Oni go nie znali. 
   Śniadanie odbyło się w całkowitej ciszy, którą przerywały jedynie rytmiczne uderzenia sztućców o porcelanowe talerze. Harmider narobiły jedynie sowy, wlatując przez okna do Wielkiej Sali i roznosząc listy, paczki i gazety wśród uczniów. Zacisnęłam dłoń dookoła pucharu z sokiem dyniowym, który od samego początku był nienaruszony, tak jak porcja jedzenia na moim talerzu. Profesor McGonagall uderzyła widelczykiem w puchar, by zwrócić na siebie uwagę, po czym wstała, zaciskając palce na materiale ciemnej szaty, którą miała na sobie.
  - Witajcie - powiedziała cicho, omiatając salę spojrzeniem. - Wszyscy wiecie, co zaszło wczoraj na ulicy Pokątnej... 
   Przerwała na chwilę, jakby oczekiwała przeszkadzających szmerów, czy podnoszących się głosów, jednak uczniowie wpatrywali się z uwagą w jej twarz. Sama też zmusiłam się, by spojrzeć w te błękitne, dobrze znane mi oczy, które dziś były wyjątkowo zapuchnięte. Tylko raz widziałam ją w takim stanie, po śmierci Dumbledore'a. 
  - Wczoraj został odebrany nam ktoś ważny. - Głos dyrektorki ponownie rozniósł się po Wielkiej Sali, tym razem znacznie pewniejszy, donośniejszy. - Ktoś, kogo wszyscy ceniliśmy i kochaliśmy, kto był częścią Hogwartu i na zawsze nią pozostanie... 
   Przełknęłam zbierające się łzy, skupiając wzrok na pucharze z sokiem. Siedzący obok Malfoy musiał zauważyć mój stan, bo po chwili niepewności ostrożnie położył dłoń na moim kolanie, ściskając delikatnie. Nie uznałam tego za coś złego. 
   - ... jego pogrzeb odbędzie się jutro, o zachodzie słońca.
*
   Szary, ponury wtorek przeminął; wydawał się być jednocześnie długi i krótki. Nie potrafiłam się na niczym skupić, ani wykonać najprostszej czynności, więc z wielką ulgą położyłam się do łóżka, choć wcale nie spałam. Kiedy sierp księżyca ustąpił wschodzącemu słońcu, niechętnie zostawiłam ciepły materac i poduszkę pachnącą proszkiem do prania. 
   Łazienka wydawała mi się chłodna i niedorzecznie czysta. Opłukałam twarz zimną wodą i oparłam dłonie o umywalkę, spoglądając w lustro. Osoba z odbicia wyglądała koszmarnie; na bladej skórze wyraźnie odbijały się różowe usta, nieliczne piegi na nosie i zaczerwienione, podpuchnięte oczy. Do lewego policzka przykleiła się czarna rzęsa, a twarz okalał jeden wielki brązowy kołtun. Zamrugałam. Wyglądasz jak samica trolla górskiego, Hermiono, rozległ się głos w mojej głowie, do cna przypominający ton Ronalda. Uśmiechnęłam się, a odbicie powtórzyło ten gest, pokazując proste zęby i mrużąc brązowe oczy. Myśl ta zdawała się być tak strasznie zabawna, że po chwili zanosiłam się głośnym, histerycznym śmiechem, który nie należał do tych wesołych. Objęłam się za bolący brzuch, zginając nieco, cały czas parskając dziwnym odgłosem, który na pewno nie należał do mnie. Powoli zgięłam kolana, osuwając się na zimne płytki, z trudem łapiąc oddech.
   Tego dnia nie zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Nie miałam sił. by oglądać twarze uczniów i nauczycieli pogrążonych w smutku, a na samą myśl o jedzeniu, coś skręcało mi się w żołądku; wolałam więc nie ryzykować wymiotów, zostając w zaciszu swojego pokoju. Nie robiłam nic, co można by uznać za pożyteczne. Po prostu siedziałam na swoim łóżku, wpatrując się w niebo za oknem i złoszcząc się na pogodę. Jak mogło być tak słonecznie i bezchmurnie, kiedy nam, mi, odebrano kogoś tak ważnego? Nie zwróciłam uwagi na sówkę, która przed długi czas pukała w szybę, ale zniechęcona odleciała po kilkunastu minutach. Nie zwróciłam uwagi na głośniejsze i cichsze rozmowy toczone na korytarzach; nie zastanawiałam się nad znaczeniem lśniących złotem abraksanów, przelatujących nad horyzontem i ciągnących za sobą olbrzymi powóz. Wszystko to wydawało mi się zupełnie bez znaczenia. 
   Niebo powoli zmieniało kolor z czystego błękitu w lazur, a potem ciemny niebieski, by w końcu mienić się różem i pomarańczem, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Wstałam chwiejnym krokiem, zaciskając palce na różdżce i machając nią, zataczając ciasne kółko. Srebrny pył owiał moje ciało i ubrana w białą koszulę i wąskie, ciemne spodnie z czarną szatą zarzuconą na wierzch, wyszłam z zamku.
   W stronę chatki Hagrida ciągnął tłum ludzi. Poprzez uczniów różnych domów, nauczycieli, nielicznych pracowników Ministerstwa Magii; ściągnęli tutaj wszyscy z Hogsmeade i większość sprzedawców z ulicy Pokątnej, a nawet z Śmiertelnego Nokturnu (tym ostatnim pracownicy ministerstwa rzucali podejrzane spojrzenia). Wśród wielu obcych twarzy dostrzegłam znajomych z moich szkolnych lat: pojawił się Neville, posyłając mi dziwny, wymuszony uśmiech; siostry Patil z zapuchniętymi oczami, Ernie McMillian ubrany w najbardziej odświętną szatę, bracia Colins (tym razem bez aparatu), Cho Chang trzymając za rękę Adriana Pucey'a... Wśród wysokich postaci czarodziejów niskim wzrostem wyróżniała się gromadka goblinów; delikatny, ciepły wiatr poruszył gałęziami Zakazanego Lasu i odwróciłam wzrok od tych wszystkich odzianych w czerń ludzi, by zobaczyć ponad tuzin centaurów spowitych w cieniu wysokich drzew, z przewieszonymi przez opalone torsy łukami. Między korzeniami i gałęziami zalśniły dziwne oczy, z głębi dochodziły przeróżne dźwięki, ale nikt nie zdawał się zwracać na to uwagi. 
   Przy chatce Hagrida ustawione były krzesła; zdecydowanie za mało, jak na tę liczbę osób, więc profesor McGonagall i profesor Flitwick machali różdżkami  wyczarowując więcej drewnianych ławek i składanych krzesełek. Zajmując należne mi miejsce w pierwszych rzędach, tuż obok Harry'ego i Rona, a także całej rodziny Weasleyów, w tym Andrei, żony Charliego i Fleur, z siedzącym na jej kolanach brzdącem, czułam pieczenie w kącikach oczu. Czy nikt nie pomyślał, że na pogrzeb Hagrida może przyjść znacznie więcej osób? Gdzieś z lewej dostrzegłam Madame Maxime wypłakującą sobie oczy i ponurego Kingsleya, zamieniającego półgłosem kilka słów z siedzącym obok niego Blaisem i Draconem. Szuranie krzeseł i tupot stóp w końcu ucichł, zdawało się, że wszyscy w końcu zajęli miejsca; na niewielkie podium weszła profesor McGonagall, a ja zmusiłam się, by spojrzeć na olbrzymią trumnę z drzewa wiśniowego, spoczywającą w blasku zachodzącego słońca tuż obok ogromnej dziury wykopanej u podnóża Zakazanego Lasu. Dziękowałam Merlinowi za to, że ceremonię pożegnalną prowadziła dyrektorka Hogwartu; za nic nie zniosłabym pustych słów jakiegoś pracownika Ministerstwa Magii, który nigdy nie miał szans poznać Hagrida. 
   Nie potrafiłam skupić się na słowach, które padały z ust dyrektorki. W głowie huczało mi, zupełnie tak, jakby tuż przed moim nosem przejeżdżał ekspres z niezliczoną liczbą wagonów; nawet nie zdawałam sobie sprawy, że zalewam się łzami. Do moich uszu docierały jedynie pojedyncze słowa, takie jak uczciwy, szczery, lojalny... Uśmiechnęłam się, ignorując wielką gulę powstają w moim gardle. Hagrid, owszem, był uczciwy i lojalny, ale przede wszystkim był przyjacielem. Moim przyjacielem.

   Ciche skrzypienie podłogi. Poruszenie materaca. Szybki oddech, niezrozumiałe mruczenie. Niechętnie otworzyłem oczy, które przez długi czas przyzwyczajały się do ciemności panującej w pokoju; zasłony były rozsunięte i do środka wlewał się blady blask księżyca, oświetlając sylwetkę siedzącej na łóżku kobiety. Poruszyłem się, zaniepokojony. To, co stało się dzisiejszej nocy... Było wszystkim o czym mogłem marzyć, ale dopiero teraz, patrząc na nagie plecy Hermiony zdałem sobie sprawę, że mogłem ją wykorzystać. W najbardziej podły sposób. Uniosłem rękę, chcąc dotknąć jej ramienia, ale w ostatniej chwili zawahałem się, opuszczając ją z powrotem na przepoconą pościel.

   Widziałem ją na pogrzebie. Siedziała z prawej strony, między Potterem i Wesleyem, kurczowo zaciskając palce na kolanach. Dolna warga drżała mocno, gdy z wielkich oczu skapywały krople łez, mocząc policzki, szyję i szatę. Łapczywie łapała oddech i mrugała powiekami, chcąc zniszczyć ścianę łez zasłaniającą jej widok. Odwróciłem wzrok, skupiając myśli na stojącej przed zebranym tłumem profesor McGonagall.
  - Hagird nie tylko był gajowym. Hagrid nie tylko był pół-olbrzymem. Hagrid, tak jak Albus Dumbledore, był częścią tego zamku. Był częścią Hogwartu i już teraz wiemy, że bez niego nic nie będzie wyglądać tak samo. Hagrid był przyjacielem każdego z nas; lojalnym, uczciwym, szczerym i honorowym. Kochającym wszystko i wszystkich. - Głos Minervy załamał się, a ona sama pociągnęła nosem, zanim wyprostowała się i kontynuowała przemowę. - Kiedy odszedł Albus, nie sądziłam, że Hogwart utraci jeszcze jedną, ważną osobę. Dla wielu z nas od teraz Hogwart nie będzie już taki sam...
*
   Potem mówił jeszcze Potter, choć niewiele z siebie wydusił i ostatecznie ustąpił miejsca Kingsleyowi, który powiedział kilka ciepłych słów. Aurorzy umieścili trumnę w wielkim dole, a profesor McGonagall machnęła różdżką, tworząc prosty, czarny pomnik z wyrytym napisem, na który nie zwróciłem uwagi. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem i większość zebranych zdążyła już zniknąć za bramą Hogwartu. Pozostało nieliczne grono ludzi z Hogsmeade, Luna Weasley kładła na nagrobku jakieś dziwne kwiaty przypominające główkę sałaty, a Ron rozmawiał z Longbottomem i Zabinim. Rozejrzałem się, ale wśród tłumu ludzi kierujących się w stronę Hogwartu nie zauważyłem brązowych loków.
   Kiedy ostatecznie znalazłem się w swoim gabinecie, przeklinając w myślach Kingsleya za to, że nie pozwolił mi wrócić do ministerstwa, żeby pomóc w sprawie seryjnego czarnoksiężnika, opadłem na kanapę, trzymając w dłoni szklankę wypełnioną Ognistą. Gorzki smak alkoholu drażnił przełyk i pozostawiał niesmak na języku, ale w krótkim czasie opróżniłem naczynie, odstawiając je na bok. 
   Było już dość późno, a ja nie miałem ochoty kłaść się do łóżka. Byłem zirytowany siedzeniem w tym cholernym zamku, kiedy jakiś idiota morduje ludzi. I naprawdę nie rozumiałem dlaczego to Potter czy Weasley mieli zajmować się tą sprawą, kiedy byłem równie dobrym, jeśli nie lepszym, aurorem. Poza tym, do cholery, to ja znałem Notta! Ze złością chwyciłem szklankę w rękę, rzucając nią o ścianę. Drobinki szkła rozsypały się po podłodze, a kilka kropel napoju ozdobiło pomalowaną na zielono ścianę. Wypuściłem głośno powietrze, opierając głowę o oparcie siedzenia. 
   Świece powoli się wypalały, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi, a chwilę później do środka wślizgnęła się Granger. Wstałem, obserwując ją uważnie. Miała opuszczoną głowę, włosy opadały na jej odkryte ramiona, biały podkoszulek wcisnęła za pasek ciemnych spodni; podkurczyła palce bosych stóp, przenosząc na mnie spojrzenie zmęczonych oczu.
  - Nie chciałam być sama - mruknęła zachrypniętym głosem, odpowiadając na niezadane pytanie.
   Skinąłem głową, zbyt otępiały jej obecnością, by cokolwiek powiedzieć. Kobieta oparła się o drzwi, a po pokoju rozniósł się cichy trzask, gdy zamek przeskoczył, zatrzaskując się. Niepewnym ruchem uniosła rękę, zakładając pasmo włosów za ucho i nim zdążyłem się zorientować, pokonała dzielącą nas odległość, zatrzymując się kilka cali przede mną. Brązowe tęczówki przebiegły po mojej twarzy, wypełnione uczuciem, którego nie potrafiłem zdefiniować i po chwili poczułem jej dłonie na swoich policzkach, powoli wsuwające się między moje zmierzwione włosy, gdy przyciągnęła mnie do siebie, z desperacją odnajdując moje usta. Pocałunek, który złożyła na moich wargach był niechlujny, niedokładny i przepełniony emocjami, o które nigdy bym jej nie posądzał. Gdy odsunęła się nieznacznie, dokładnie zbadała wzrokiem moją twarz, opuszkami palców przejeżdżając po wilgotnych od jej śliny ustach. 
  - Hermiono...
  - Nie chcę, żebyś i ty zniknął z mojego życia - szepnęła.
   Przez kilka sekund mierzyliśmy się spojrzeniami; ona czekała, aż zrozumiem, ja upewniałem się, że się nie rozmyśli. I nie jestem pewien, kto to zainicjował, ale już po chwili nasze usta spotkały się ponownie, odnajdując idealny rytm. Hermiona przyległa do mojego ciała z desperacją, zaciskając pięści na mojej głowie, ja przygarnąłem ją bliżej, chcąc więcejwięcejwięcej i pragnąc jej bardziejbardziejbardziej. Smakowała miętą i cynamonem, jej usta poruszały się tuż przy moich i kiedy ostrożnie polizałem jej dolną wargę, z westchnięciem wpuściła mnie do środka. Jej język tańczył razem z moim, kiedy z namiętnością pieściłem jej usta. Powoli przeniosła dłonie na moją klatkę piersiową, rozdzielając nas, by złapać oddech i popchnęła mnie, zmuszając do cofnięcia. Zamrugałem, zaskoczony, gdy skierowała się w stronę sypialni, ale nie oponowałem, zbyt zajęty ponownym przywarciem do jej warg. 
   Pocałowałem ją ponownie, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi i poczułem, jak całe jej ciało drży. Splotłem palce naszych dłoni, ciągnąc ją w stronę łóżka, oświetlonego tańczącymi promieniami gasnących świec. Hermiona uniosła lewą dłoń, przesuwając palcami po mojej piersi, nie odrywając wzroku od moich oczu. Pospiesznie wyciągnęła koszulę spod paska i powoli, nieco niezdarnie odpięła guziki, zsuwając ją z moich ramion. Westchnąłem, czując jej delikatne pocałunki, składane na piersi, kiedy zrzuciła ubranie na ziemię. Powoli przeniosła się na szyję, zasysając wrażliwą skórę tuż za uchem, wywołując tym samym cichy jęk wydobywający się z moich ust. 
   Uśmiechnąłem się z satysfakcją, gdy zadrżała, czując moją dłoń na nagim ramieniu. Ostrożnie, głaszcząc jej bok zjechałem w dół, wyskubując bluzkę spod spodni i gwałtownym ruchem zdejmując ją przez głowę kobiety, by rzucić ją w kąt pokoju i ponownie pocałować jej opuchnięte wargi. Przyciągnąłem ją mocno do siebie, czując ciepło jej skóry przy swojej piersi. Wolno całowałem szyję, delikatnie chwytając w zęby jej uszy, przesuwając dłonie w dół pleców. Hermiona rozchyliła wargi, wzdychając ciężko, napawając się łagodną pieszczotą. Zatrzymałem palce na zapięciu stanika i rozpiąłem go pospiesznie, całując ją dalej i zsuwając ramiączka w dół, uwalniając piersi. Pochyliłem się, muskając wargami każdą z nich osobna, a Hermiona odchyliła głowę do tyłu, wsuwając palce miedzy moje włosy i przyciągając mnie bliżej tylko po to, by po chwili gwałtownie odepchnąć. 
   Sięgnęła w dół, do zapięcia dżinsów i uśmiechnęła się, patrząc prosto w moje oczy. Świadoma tego, jak bardzo drażni mnie jej opieszałość, powoli opięła guzik i rozsunęła zamek. Zadrżałem, gdy paznokciem musnęła pępek. Złapała szlufki spodni i pociągnęła je w dół, pomagając mi je zdjąć. Popchnęła mnie i opadłem na łóżko, a ona sama usiadła na moich kolanach, po raz kolejny składając pospiesznie pocałunki wzdłuż klatki piersiowej, szyi i żuchwy. Nie pozwoliłem jej długo dominować. Zacisnąłem palce dookoła jej nadgarstków i sprawnie obróciłem ją, kładąc pod sobą. Jej skóra była wilgotna, gdy rozpinałem dżinsy i zsuwałem je, unosząc lekko jej pośladki. Hermiona gładziła moje plecy i ugryzła szyję, gdy przesunąłem się w górę, splatając nasze palce nad jej głową. Wcisnęła kolano między moje uda, powodując przyjemne tarcie i jęknąłem prosto w jej wargi. Zsunąłem się w dół, obsypując jej ciało pocałunkami i zdobiąc brzuch czerwonymi śladami. Wsunąłem kciuk za koronkę jej majteczek i jednym ruchem zdjąłem je, odrzucając na bok.
   Uniosłem się na rękach, obserwując ją w świetle przygasających świec. Miała przymknięte oczy i nieznacznie unosiła biodra ku górze, domagając się większej ilości pieszczot. Musnąłem językiem zagłębienie między piersiami, przesunąłem się w dół brzucha, obok pępka i znów w górę, zahaczając zębami o stwardniałe sutki. Jęknęła głośno i poczułem jej dłonie na plecach, gdy przyciągnęła mnie bliżej siebie. Zaskoczyła mnie swoją siła, gdy obróciła się, górując nade mną. Obserwowałem, jak powoli pieści językiem zagłębienia dookoła mięśni brzucha i zatrzymuje się na dłużej tuż nad linią bokserek, które wciąż miałem na sobie. Jej gorący oddech powodował jeszcze większą erekcję napierającą na bieliznę i naprawdę miałem wrażenie, że jeszcze chwila zwłoki, a nie wytrzymam. Poczułem, jak delikatnym ruchem przesunęła wzdłuż wypukłości, na co jęknąłem głośno wypychając biodra ku górze.
   Widziałem uśmiech, rozjaśniający jej twarz, kiedy w końcu pozbyła się bokserek i zdecydowanym ruchem zacisnęła dłoń na mojej męskości, wywołując nieartykułowane dźwięki wydobywające się z mojego gardła. Przesuwała się w górę i w dół, wzdłuż całej mojej długości, to zacieśniając, to poluźniając uścisk; dotyk, który pojawił się tak nagle, równie gwałtownie zniknął, gdy położyła się obok, gładząc palcami moją nagą, mokrą od potu pierś. Przyglądałem jej się przez długi czas, kciukiem zataczając koła na biodrze Hermiony, wywołując lekkie drżenie ciała. Wyglądała cudownie z zarumienionymi policzkami i pociemniałymi z pożądania oczami, z włosami przylepionymi do spoconego czoła i rozchylonymi z rozkoszy wargami. 
   Pieczętowałem pocałunkami każdy milimetr jej nagiego, rozgrzanego ciała i gdy powoli wsuwałem się w nią, przyciągnęła mnie bliżej, wyginając się w łuk. Złapałem jej nadgarstki, całując czubki palców, a ona z westchnieniem zamknęła oczy. Wymienialiśmy pocałunki, kochając się z namiętnością tłumioną przez ostatnie tygodnie. Nasze ciała poruszały się w zgodnym rytmie, ja powoli poruszałem biodrami, ona zaciskała palce na białym prześcieradle. Całowałem ją niemal bez przerwy, zostawiając wilgotny ślad wszędzie tam, gdzie docierały moje usta, a jej ciało przeszywał dreszcz, z każdym zapieczętowanym przez moje usta miejscem. Hermiona gwałtownie wbiła paznokcie w moje plecy, a gdy fala rozkoszy, którą jej dawałem, przepłynęła, zaczęła się następna, a po niej jeszcze jedna. Jej ciało zaciskało się dookoła mnie i wiedziałem, że dłużej nie będę w stanie powstrzymywać orgazmu, który nadchodził nieuchronnie. Zamykając jej usta pocałunkiem, drżałem, gdy uniesienie eksplodowało całą swoją mocą. 
   Hermiona otoczyła mnie ramionami, przytulając mocno do siebie. Świeczki zgasły, gdy spierzchniętymi ustami przesuwałem wzdłuż jej żuchwy.
   Obserwowałem ją spod przymkniętych powiek, uspokajając oddech, by nie odkryła, że już nie śpię. Widziałem jej smukłe palce przeczesujące pasma poskręcanych włosów, gęsią skórkę, która pojawiła się na odkrytych plecach; łuna księżyca padła na jej kark, uwydatniając czerwony znak, który zrobiłem jej tej nocy. Hermiona poruszyła się; zamknąłem oczy. Czułem, jak materac ugina się pod ciężarem jej ciała, a do moich nozdrzy dolatuje delikatny zapach cynamonu, kiedy ostrożnie kładła głowę na mojej piersi, obejmując mnie ręką w pasie.

18 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, iż byłem pewien, że ona wyjdzie bez słowa :)

    Przepraszam, że zaczynam od końca, ale wolę od tych radosnych momentów / nie mogę dać wiary (ciągle), że Hagrida nie ma, dlatego też wspomnienia o nim na pogrzebie nie drgnęły mną w znaczący sposób.

    Scena łóżkowa ładnie napisana. Ja miewam z nimi problem, bo zwykle wychodzą na niewiele romantyczne, a bardziej jak "seksistowskie pożądanie z cyklu: potrafię wszystko łącznie z z zawiązaniem języka na supeł...". Sama rozumiesz...
    Choć przyznam, że z ostatnim ff wyszło lepiej niż mógłbym się tego spodziewać...

    BTW. Zauważyłem, Że tam skrzętnie działasz z ff o OD / DAJ SOBIE SPOKÓJ I MYŚL O KOLEJNYM TUTAJ!
    Haha... Ale na serio... jeśli mam czekać do maja, a może i dłużej... :(

    wrzuciłem cię do obserwowanych na twicie i myślę, ze niedługo dostane powiadomienie o nowości jakiejś :P

    Pozdrawiam. [Let Rainfall]

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze nie rozumiem, co Ci sie w tym rozdziale nie podoba. Przejecie Hermiony smiercia Hagrida (naprawde musialas go usmiercic?!) ukazane perfekcyjnie. A ta scena lozkowa pelna pasji. Niezle, niezle. No i czekac do czerwca na nastepny rozdzial? Chyba zartujesz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wanilio, naprawdę nie jesteś przekonana do tego rozdziału? Moim skromnym zdaniem jest tak nacechowany emocjonalnie, jak żaden inny w tym opowiadaniu, co jest niesamowitą zaletą. Czytało mi się to naprawdę wspaniale, niestety za szybko! Wielka szkoda, że nie dodajesz troszkę dłuższych notek. Za każdym razem przeżywam ogromny zawód, gdy docieram do ostatniej kropki. Masz naprawdę ogromny talent :)
    Mam nadzieję, że jednak znajdziesz wolną chwilę i kolejna część pojawi się szybciej niż w czerwcu. Nie wiem, jak ja wytrzymam tyle czasu bez Twojego opowiadania.
    Pozdrawiam :)
    Philippa

    OdpowiedzUsuń
  5. Odkryłam Twojego bloga nie dawno i od razu się w nim zakochałam. Świetny pomysł na historię. Hermiona i Draco jako dorośli ? Tego jeszcze nie spotkałam. Ciekawi mnie związek z Fredem. Pisałaś może jakieś inne opowiadanie o nim czy tylko tu?
    Piszesz cudowne opisy, zarówno miejsc, jak i uczuć. Kolejny Turniej Trójmagiczny ciężko jest wymyślić, jednak Ty poradziłaś sobie z tym świetnie. I jeszcze ten nowy czarnoksiężnik. Po prostu cudo.
    Trudno byłoby skomentować całego bloga w jednym komentarzu, szczególnie tak wspaniałego bloga. Jestem zachwycona również nagłówkiem. Sama go wykonałaś?
    Ale nasłodziłam.
    Na koniec chciałam Ci życzyć weny i wytrwałości w pisaniu.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze, jeszcze błagam. Uwielbiam to opowiadanie jak i samą twoją twórczość.... mam nadzieję że wena ci dopisuję♥.♥.♥


    Kamyk

    OdpowiedzUsuń
  7. Ile,Znasz,Sposobow.Zabijania.30 maja 2013 19:21

    Cieszę się, że tu jestem.
    Pisz dalej. Ciebie się czyta za jednym zamachem. I tak powinno być.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nowy rozdział na blogu magiczna-wersja-codziennosci.blogspot.com, serdecznie zapraszam :)
    Pozdrawiam! ;*
    Phill

    OdpowiedzUsuń
  9. dawaj kolejny! <3
    Nominowałam Cię do Libster Award więcej tu ;) -> http://dramione-pamietaj-o-milosci.blogspot.com/2013/06/libster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej dopiero co skończyłam czytać twojego bloga! Jest cudowny! *.* Niech oni będą wreszcie razem! :*
    Pozdrawiam! I jak masz ochotę zapraszam do mnie:
    http://harry-and-ginny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Maj i czerwiec minely, a rozdzialu nadal nie widac...:(

    OdpowiedzUsuń
  12. Na blogu magiczna-wersja-codziennosci.blospot.com pojawił się rozdział 20. Serdecznie zapraszam :)
    Philippa

    OdpowiedzUsuń
  13. Zostałaś nominowana do Liebster Award. :P
    http://the-formula-for-happiness.blogspot.com/p/nominacje_20.html
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniałe opowiadanie! Mogłabyś dać link do jednego ze swoich opowiadań Fremione? Byłabym ci wdzięczna. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam bloga jednym tchem i powiem: BRAK MI SŁÓW. Będę czekać na objawienie twego geniuszu chociażby rok, na następny rozdział.
    Ściskam gorąco ;*
    C.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć,
    właśnie skończyłam czytać. Jestem zachwycona! Nie mogę się doczekać co się stanie gdy spojrzą sobie twarzą w twarz nad ranem. I w tej kwestii chciałam zapytać, czy blog może jest już porzucony? Daj choć jeden znak życia byśmy wiedzieli że z Tobą wszystko w porządku.

    Pozdrawiam,
    Lighty

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytam twojego bloga już od dłuższego czasu. Dopiero niedawno założyłam sobie konto, ale na nic się to zdało, bo na blogu się już nic nie ukazuje... Wielka szkoda, bo uwielbiam twoje opowiadanie. Byłabym wdzięczna, gdybyś dała jakiś znak, powiedziała co dalej - jestem bardzo ciekawa, czy wrócisz. Daj jakiś znak, że żyjesz. :>
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
  18. Cześć, jakoś dawno się tu nic nie pojawia, niestety :( kiedy planujesz następną notkę?

    OdpowiedzUsuń